4. Wybuch I Wojny Światowej i ucieczka z Rymanowa do Kuźnic (1914)

W lecie 1914 r. wybuchła I wojna światowa. Zrobiła ona na nas wielkie wrażenie. A poza tym, w czasie rewizji, którą żandarmi austriaccy zrobili we wsi Deszno, na części której leżało uzdrowisko Rymanów Zdrój, w cerkwi znaleziono dokument, który był spisem zakładników, którzy mieli być wywiezieni w głąb Rosji w przypadku gdy wejdzie armia rosyjska na te tereny. Na tej liście, w tym spisie widniał mój ojciec, zresztą trzykrotnie będący członkiem parlamentu we Wiedniu, poza tym dr Ignacy Bielecki - lekarz i przyjaciel naszej rodziny, który dożył 100 lat ordynując jeszcze w miasteczku Rymanowie, który był chrzestnym ojcem mojej siostry Zosi, wielkim przyjacielem mojego ojca i wspólnie z nim działaczem społecznym na tym terenie. I trzeci, Fidler gospodarz z pobliskiej Kryńkówki. Dwaj pierwsi, mój ojciec i dr Bielecki, wyjechali przed wkroczeniem armii rosyjskiej, Fidler pozostał. Rzeczywiście został on aresztowany, wywieziony w głąb Rosji i po ciężkich chorobach i pobytach w obozach został z powrotem skierowany już do wolnej Polski.

Zanim nastąpił nasz wyjazd z Rymanowa, tzw. uciekinierka, przypominam sobie piękny i rozczulający fakt przebywania w Rymanowie Zdroju Legionu Wschodniego pod dowództwem gen. [Józefa] Hallera [wówczas, w połowie września 1914 roku, Haller był w randze kapitana]. Legion Wschodni ciągnął od wschodu poprzez Rymanów na zachód i tutaj jakieś 3 dni w Rymanowie przebywali żołnierze. Mój ojciec wraz z gen. Hallerem naszą Isottą w towarzystwie adiutanta gen. Hallera, Skólskiego, udali się na objazd okolicznych miejscowości na zachód od Rymanowa celem przygotowania kwater dla Legionu Wschodniego na następne etapy marszu. [Z dat przemarszu Legionu wynika, że w Rymanowie stacjonował około 13-15.09.1914]

Gen. Józef Haller.
Józef Haller (1873-1960)
Generał broni Wojska Polskiego, legionista, harcmistrz, Przewodniczący ZHP, Prezes Komitetu PCK, działacz polityczny i społeczny, kawaler Orderów: Orła Białego i Virtuti Militari.

Smutny był nasz wyjazd na tułaczkę z Rymanowa. Żegnani przez służbę, przeważnie kobiety, bo mężczyźni już poszli do wojska, wsiedliśmy do trzech pojazdów, mianowicie landauera tzw. dużego pojazdu konnego zaprzężonego w nasze własne siwe konie, którymi powoził mój ojciec. W powozie tym jechała moja matka, pani Krajewska moja ciotka, pani Martha Opi - Francuzka nasza, i małe dziewczynki - moje siostry, Zofia i Lilii. Drugim pojazdem jechała moja siostra Terenia powożąc, bardzo lubiła powozić, Jadzia - druga siostra i furman, który towarzyszył nam część drogi. Trzecim pojazdem i najgorszymi końmi, nabytymi już okazyjnie w ostatniej chwili, powoziliśmy z moim bratem Aleksandrem po kolei. A oba, drugi i trzeci pojazd były to proste wozy zaopatrzone w budy podobne do cygańskich, które można było w czasie pogody zdejmować.

Pierwszy dzień podróży, 15 września, spędziliśmy jadąc do Moderówki do pradziadka naszego Tomasza Gorayskiego i tam nocowaliśmy.

Dwór Gorayskich z początku XIX wieku w Moderówce (Szebnie).
Dwór Gorayskich z początku XIX wieku w Moderówce (Szebnie).

Następną noc spędziliśmy w Szymbarku na plebanii, przyparci przez pchły, bo poprzednio uciekający uciekinierzy zostawili masę nieporządku i brudu za sobą. Potem jechaliśmy w kierunku Czorsztyna i dojeżdżając do Czorsztyna wieczorem konie, którymi ja powoziłem, zaczęły już się kłaść na drodze ze zmęczenia, tak że musiałem zbierać koniczynę po polach i znosić im tak, ażeby chciały jeszcze parę kroków dojść do przełęczy. [Ignacy miał wtedy 8 lat.] Z przełęczy zjechaliśmy do Czorsztyna i tam w karczmie nocowaliśmy. [Tak mogła wyglądać trasa tego przejazdu]

Następnym etapem były Kuźnice, które należały wraz z Zakopanem i częścią Tatr do naszego wuja Władysława Zamojskiego, który był nieobecny, był we Francji. Zamieszkaliśmy w tzw. Restauracji, do tej pory istniejącym budynku. Obok nas zajmowali część mieszkania Władysławowie Sapiehowie z dwiema córkami. On, kuzyn mego ojca, z Krasiczyna.

Restauracja w Kuźnicach.
Restauracja w Kuźnicach. Zdjęcie z lat 1910-1930.

Trzyletni nasz pobyt w Zakopanem to osobny rozdział mojej młodości. Tam przede wszystkim poznałem księdza [Władysława] Korniłowicza, współtwórcę zakładu dla ociemniałych w Laskach. Był on wtedy kapelanem legionów, ale chory na płuca skierowany został na leczenie do Zakopanego. I tam przygotowywał mnie do pierwszej komunii świętej, która nastąpiła 8 grudnia 1914 r. w zakładzie wychowawczym dla dziewcząt, w tzw. Zakładzie Kórnickim, fundowanym przez Jadwigę Zamojską i Władysława Zamojskiego.
Następny rozdział: [to jest ostatni wpisany rozdział].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz